Wydanie 03/2019

SPIS TREŚCI:

NOTA REDAKCYJNA


1. Kącik Literacki
Caroline Blackwood - rozdział II (Jagoda Maruszewska)
Przygody Staszka - rozdział II (Jakub Juszczak)
Ares i Nejrin - rozdział III - Ucieczka (Katarzyna Świtoń) 
      
2. Nasze zaintersowania
Jaki aparat wybrać? (Antoni Skotarek)


NOTA REDAKCYJNA

Nie jest łatwo tworzyć gazetę, gdy wszysy pisarze i dziennikarze... chorują. W trzecim wydaniu pojawiają się tylko trzy teksty i jeden artykuł. Czasem jednak nie jest ważna jakosć, a ilość. A tutaj nie mozemy narzekać. Możecie przeczytać w tym wydaniu kontynuacje naszych najapopularniejszych powieści autorstwa Kasi Świtoń, Jagody Maruszewskiej i Kuby Juszczaka. Każda z nich jest inna i wyjątkowa. Dla pasjonatów fotografii Antoni Skotarek przygotował artykuł, w którym poelca swój ulubioy aparat. Miłej lektury!

KĄCIK LITERACKI

Caroline Blackwood
Rozdział 2

Znalezione obrazy dla zapytania ulica pokÄ…tna

Na ulicy zwanej Pokątną z minuty na minutę przybywało ludzi – od powolnych starców, po dumnych i dostojnych czysto-krwistych czarodziei ubranych w zdobione szaty.
Nie brakuje też rozwydrzonych dzieciaków, pomyślałam. Prawie wszyscy handlowali najróżniejszymi rzeczami – od przedziwnych składników do jakichś mikstur, przez gadające breloczki, po skrzeczące sowy pocztowe, które za bardzo nie napędzały interesu (robiły taki hałas że ludzie stojący niedaleko wyczarowywali waciki, którymi następnie zatykali sobie uszy).
To wszystko obserwowałam w milczeniu. Udało mi się tutaj trafić dzięki wskazówkom pewnego starego harłaka (cokolwiek to znaczyło). Stałam ściskając w ręku listę rzeczy potrzebnych do mojej nowej szkoły, która została dołączona do otrzymanego kilka dni wcześniej listu. Według informacji znajdującej się na pięknie zdobionej kartce, zostałam uroczyście przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Rok szkolny miał rozpocząć się pierwszego września, a był dopiero dwudziesty szósty czerwca. Miałam sporo czasu, ale chciałam jak najprędzej zapoznać się z nowym dla mnie światem.
Dawno Londyn nie widział tak dobrej pogody. Było późne popołudnie. O tej porze powinnam siedzieć zakopana w teczkach i innych papierach przytaszczonych ze szkoły, ale tę miałam na razie z głowy. Ze swoją wychowawczynią miałam się już nigdy nie spotkać (a tak przynajmniej myślałam). Nie było łatwo przekonać rodziców do tego wszystkiego. Teraz zachowywali się już nieco inaczej, bo na dowód miałam list. Tata przestraszony długo patrzył na niego tak, jakby cały czas próbował doszukać się w treści jakiejś wpadki żartownisiów. Mama uparcie wpatrywała się w podłogę jakby widziała co dzieje się w mieszkaniu piętro niżej. A jednak, list był autentyczny. W końcu obydwoje przyznali mi rację, że warto dać tej szkole szansę. Po długich naradach pozwolili mi kupić wszystko z listy jeszcze przed planowanymi wakacjami za granicą.
Pieniądze przeznaczone na moje słuchawki zdążyłam wymienić na galeony (taka czarodziejska waluta).  Teraz miałam ich dwadzieścia. Za pieniążki, które mi zostaną mogłam kupić sobie jakieś gadżety (może czarodziejskie?). Podekscytowana ruszyłam ulicą w stronę najbliższej księgarni gdyż po namyśle, stwierdziłam że najlepiej będzie najpierw udać się tam. W końcu książki pewnie będą najdroższe, pomyślałam. Mój problem polegał na tym, że niestety byłam tu pierwszy raz i nie miałam bladego pojęcia gdzie ją mogę znaleźć. Krążyłam więc między sklepami, nie mając odwagi by zapytać o drogę. Poza tym zawsze warto zobaczyć co tu można kupić, prawda? Przystawałam co jakiś czas, żeby dokładnie obejrzeć wystawę sklepową. Patrzyłam na to wszystko dookoła i co chwilę miałam ochotę pokazywać palcem krzycząc: ,,Łał!”, za każdym razem (na szczęście) umiałam się powstrzymać. W końcu zebrałam się na odwagę i powoli podeszłam do dziewczyny wyglądającej na moją rówieśniczkę, która aktualnie obserwowała szczurki pozamykane w ciasnych klatkach.
- Cześć, wiesz może gdzie jest jakaś najbliższa księgarnia? Jestem tu pierwszy raz i… - zamilkłam, gdy zobaczyłam twarz dziewczyny. Miała piękne zielone oczy które niesamowicie współgrały z jej rudymi włosami. Z tych oczu bił strach i niepewność. Zrobiło mi się trochę głupio że tak ją naszłam i zaskoczyłam.
- Musisz iść w tamtą stronę i księgarnia będzie po lewej.
- Dzięki. Nazywam się Caroline Blackwood – przyjaźnie się przedstawiłam.
- Miranda Weasley. Miło mi. – Podała mi rękę, którą bez wahania uścisnęłam. – Odprowadzić cię? No wiesz do tego sklepu?
- Jasne. – Uśmiechnęłam się pogodnie. Ruszyłyśmy leniwym krokiem. Pewnie też jest czarownicą, pomyślałam i postanowiłam o to spytać.
- Tak. Pochodzę z czysto-krwistej rodziny. – Dziewczyna dumnie wypięła pierś. - To znaczy, że cała moja rodzina jest czarodziejami. A ty?
- Ja dowiedziałam się o tym parę dni temu. Mam na myśli o tym, że jestem czarodziejem.
- A twoja rodzina? Są czarodziejami? – naciskała.
- Nie… Pewnie mój przodek był i to po nim to mam – rzekłam, próbując nadać sobie jak najbardziej obojętny ton, lecz w środku bałam się, że mnie wyśmieje. – Jak to jest wychować się w czarodziejskim świecie? A ludzie niemagiczni? Ja się na nich mówi? – pytałam coraz bardziej zaintrygowana moją nową znajomością.
- Już jesteśmy. – Miranda zignorowała moje pytania. – W sumie też powinnam kupić książki.
- Też do szkoły? Do Hogwartu? – serce mi przyspieszyło. Gdyby Miranda też jechała do Szkoły Magii i Czarodziejstwa, może przynajmniej miałabym tam kogoś, kogo znałam i nie czułabym się tak osamotniona. Pokiwała głową.
- Będziemy mogły zostać tu trochę dłużej? – uśmiechnęła się niewinnie.
- Dobrze. I tak się nigdzie nie spieszę.
Ochoczo weszłyśmy do lokalu. Chodziłyśmy trochę szukając potrzebnych podręczników. Dopiero pół godziny później podeszłyśmy do kasy ze stosem ksiąg.
- Dziesięć galeonów – wymamrotała znudzona kasjerka. Zapłaciłyśmy i wyszłyśmy bez zbędnych komentarzy. Dopiero na zewnątrz wybuchłyśmy śmiechem, żartując z posępnej sprzedawczyni. Moim następnym celem był sklep różdżkarski. Miranda pomyślała, że dotrzyma mi towarzystwa i tak też zrobiła. Ruszyłyśmy więc do ,,Olivander’a”. Po drodze mijałyśmy najróżniejsze sklepy. W witrynach chyba najczęściej widywałam miotły, na które chmary dzieciaków gapiły się jaj zaczarowane.
- To chyba nie są zwykłe miotły, prawda? – zapytałam moją nową koleżankę.
- No co ty! To latające miotły. Używają ich gracze Quidditcha. To taki czarodziejski sport – tłumaczyła – To największa i najlepsza rozrywka tego świata! W domu mam taką, jest bardzo stara ale nadal sprawna. Czasami na niej ćwiczę. Jak dorosnę będę najlepszą graczką jaka kiedykolwiek istniała!
- Hmm… Czy w Hogwarcie… nauczę się jak na takiej latać? – wymamrotałam niepewnie.
- Tak, ale szykuj się na łomot! – emocjonowała się Miranda -  Trenowałam cały rok żeby być najlepszą i najszybszą! – Zobaczyła moją skwaszoną minę. – Hej! Żartowałam! Nie przejmuj się.  
Ale ja nie wyzbyłam się wątpliwości. Rozpłaszczy mnie i poszatkuje w tej grze! Przecież ja z WF’u nie mam nawet dostatecznego (pani jest dosyć surowa)!
- Jak chcesz, to możesz do mnie wpadać co jakiś czas i… no wiesz… poduczyć  się trochę. – Miranda wzruszyła ramionami uśmiechając się pogodnie.
- Zrobiłabyś to? – Również uśmiechnęłam się nieśmiało. To byłby dobry początek. W sumie już jest. Znamy się od kilku godzin, a ta już mnie zaprasza do domu!
- No, raczej!
- Dzięki.
Szyld sklepu różdżkarskiego był coraz bliżej. Zastanawiałam się jaka różdżka mi przypadnie.  Zamyślona prawie wpadłam na ścianę kamienicy. Budynek był jakiś taki ponury.
- Myślisz, że jest otwarte? – spytałam rudowłosą.
- Nie mam pojęcia.
- No to trzeba spróbować… - stwierdziłam i ruszyłam do drzwi. Miranda poszła w moje ślady.
Gdy weszłyśmy do lokalu, poczułam zimny powiew. Miranda najwyraźniej też to poczuła, bo widziałam jak się wzdrygnęła. Kurz tworzył półprzezroczystą ścianę, przez którą trudno było cokolwiek zobaczyć. Wypełnione po brzegi półki nieostrożnie przechylały się w naszą stronę.
- Halo? – powiedziałam w końcu, a słowo to wisiało w powietrzu dłuższą chwilę. Nie uzyskałam odpowiedzi. Za mną rozglądała się Miranda. Zapuszczałyśmy się coraz głębiej. Nagle dało się słyszeć krzyk. To była dziewczyna za mną. Automatycznie odwróciłam się w jej stronę. Gapiła się na starszego pana za ladą. Martwego.
Autorka: Jagoda Maruszewska (klasa 6)


PRZYGODY STASZKA
ROZDZIAŁ 2

Znalezione obrazy dla zapytania napromieniowanie

Zenek i Staszek na nowo dołączyli do grupy. Na ich korzyść nauczyciel nie zauważył ich nieobecności.
Po wycieczce i dużej ilości zjedzonych lizaków, cała klasa wróciła do szkoły, gdzie na wszystkich czekali rodzice. Uczniowie rozeszli się do domów.
Na świetlicy zostali już tylko Zenek i Staszek, którzy z nudów rzucali zatyczkę od długopisu.
Nagle Staszek, próbując rzucić do Zenka  trafił zatyczką w sufit i zrobił dziurę na wylot.
- ŁAŁ! Jak tyś to zrobił? – zapytał Zenek.
- Nie mam zielonego pojęcia – odpowiedział  Staszek.
Nauczyciel zauważając to krzyknął: 
- Płacisz za naprawę, Stasiu!
- Ok – powiedział Staszek, dając mu 10 złotych.
- To za mało – powiedział  nauczyciel.
- Co mnie to obchodzi? – odpowiedział  chłopiec. Zenek aż spojrzał na niego ze przerażeniem.
- WON DO KĄTA!!! – krzyknął  wściekły nauczyciel.
- On się źle czuje, proszę Pana – próbował uratować sytuację drugi z chłopców. Rzeczywiście, Staszek nie wyglądał najlepiej.
Nagle całą dyskusję przerwała mama Zenka, która miała odebrać dwóch chłopców, ponieważ Staszek miał dzisiaj nocować u swojego kolegi.  Po krótkiej rozmowie z nauczycielem, zwróciła się do dwójki rozrabiaków.
- Spakujcie się, czekam na was przy samochodzie – powiedziała .
- Dobrze! – krzyknęli na raz obaj chłopcy, po czym pobiegli do szatni by się przebrać.
W samochodzie poległo dużo lizaków, cukierków oraz wafli ryżowych.
Kiedy chłopcy dotarli do domu, od razu pobiegli do pokoju Zenka i rozmawiali na bardzo poważne tematy, oraz bawili się zabawkami.
Wieczorem, kiedy zbliżała sie pora spania, chłopcy wyszykowali się z prędkością światła. Zenek, nie wiadomo czemu, chociaż był jedynakiem miał piętrowe łóżko. Dwóch młodzieńców było już w łóżkach. Kolega pokazał Staszkowi swój zapas słodyczy, po czym chłopcy zrobili sobie piżama party. Po imprezie poszli spać.
Rano porządnie się zdziwili.
-TY, TY, TY LEWITUJESZ!!! – krzyknął  przerażony Zenek, kiedy się obudził.
- RZECZYWIŚCIE!!! – wrzasnął  chłopiec lądując na ziemię.
Całą dyskusję przerwała im mama.
- Chłopcy, chodźcie na śniadanie – zawołała ich z kuchni.
Koledzy obiecali sobie, że nie powiedzą nikomu o tym co się stało.
Kiedy zeszli, śniadanie było już gotowe. Zjedli bardzo zdrowe i pożywne słodkie bułeczki z czekoladą, oraz sześć lizaków. Po śniadaniu (niestety) trzeba było iść do szkoły, chłopcy (niechętnie) uszykowali się do wyjścia i wsiedli do samochodu.
Jechali samochodem, gdy nagle Staszek znów źle się poczuł. Po chwili zaczął lewitować nad fotelem w samochodzie i świecić na zielono. Mama Zenka natychmiast się zatrzymała i zadzwoniła jednocześnie do rodziców Staszka i na pogotowie. 4 godziny później Staszek po opanowaniu zielonego światła leżał już spokojnie w szpitalu. Tymczasem mama Staszka rozmawiała z lekarzem.
- Pani syn jest w bardzo ciężkim stanie, ma „przeradioaktywnienie” – powiedział lekarz.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                               
- On umrze? – zapytała mama.
- Nie, ale musi tu zostać na Dasze badania. Proszę przyjść znowu w poniedziałek, udzielę pani więcej informacji – odpowiedział lekarz.  
Staszek jeszcze nie wiedział co się z nim stanie, ale była przed nim… świetlana przyszłość.
 Autor: Jakub Juszczak (klasa 5)


ROZDZIAŁ III 
UCIECZKA

Znalezione obrazy dla zapytania castle in flames

Głośno przełknęłam ślinę, wiedziałam, że to ja będę musiała z nim walczyć.
- Azaris, ja chyba… nie jestem gotowa, by stoczyć tę bitwę – powiedziałam.  
Dziewczyna spojrzała na mnie lekko zmartwiona i powiedziała:
- Wiem, dlatego musimy wyruszyć z Certanii. Gdy Aster nas tu nie zastanie, ruszy za nami w pogoń, poza tym Ares mówił, że cię  szkolił, czyli umiesz się obronić i  walczyć.
- Tak! Umiem, ale… boje się, że was zawiodę, że zawiodę wasze oczekiwania.   
Wpatrywałam się w mapę leżącą na stole, a po policzkach spłynęło mi kilka łez, Ares widząc to, pogłaskał mnie po głowie i powiedział:
- Nie martw się, przecież nie jesteś sama. – Uśmiechnął się szeroko, co mnie uspokoiło.
- A! I jeszcze jedna ważna rzecz – powiedziała dziewczyna wyciągając rękę zza płaszcza, do jej dłoni był przyczepiony klejnot wyglądający jak zamknięty za szkłem, palący się, niebieski ogień. - To są kryształy ułatwiające nam panowanie nad naszymi mocami, dają nam również więcej zdolności. Każdy z nas panuje nad ogniem, ale ten kamień daje mi moc leczenia, a Aresowi umożliwia zatrzymanie czasu.
Chłopak momentalnie wyciągnął z torby podobny kamień w kolorze czerni i szarości. Przyłożył go do dłoni, a ten przyczepił się do niego jak pijawka.
- Nareszcie… – wymamrotał przyglądając się swojej ręce.
- A czy ja też taki mam? – spytałam niepewnie, a Azaris lekko spuściła wzrok.
- Miałaś… nie wiem jakie krył moce, ale Aster zabrał go gdy byłaś mała. Twój kryształ zawsze wyglądał jak nieokrzesany ogień. Był taki jak ty, nikogo się nie słuchał oprócz ciebie… Aster nie może z niego w pełni korzystać, przez to, że został ci zabrany w młodym wieku. Połowa twojej mocy, która miała się stopniowo uwalniać w nim została.  
- Wyruszymy do War Angels. – dodała po chwili ciszy. – Nejrim, tam w Gildii Shiny Fire będzie cię uczył Artys, który jest magiem. Ma swoje lata, ale wciąż dobrze uczy – dziewczyna  uśmiechnęła się ciepło. Próbowałam to odwzajemnić, ale strach przejął nade mną wodze.
- Azaris, zapomnieliśmy jeszcze o jednej, najważniejszej rzeczy – powiedział Ares, podchodząc do okna i wyglądając za nie.
- Drago? - spytała niepewnie, chłopak jej przytaknął, a ona szybko wybiegła z sali. Nie miałam pojęcia co się dzieje i patrzyłam pytająco na Aresa, on jednak zbagatelizował mój wzrok. Po chwili przyszła Azaris, położyła na stole niedużą torbę. Spojrzałam na nią z zdziwieniem.
- Otwórz – powiedziała do mnie mocnym zdecydowanym tonem. Poluźniłam sznurek a z torby wynurzył się mały, rudo-czarny smok.
- Aaaa! Co to jest!? – odskoczyłam od stołu, po czym przewróciłam się na ziemię, potykając się o krzesło.
- Nie krzycz, bo go wystraszysz! To Drago. Rodzice dali ci go na pierwsze urodziny, miał z tobą dorastać, a ponieważ cię przy nim nie było, to nie rósł. Jest w pewnym sensie z tobą połączony, ale nie martw się, za jakiś tydzień będziesz już mogła na nim latać - powiedział Ares. Pierwszy raz widziałam na jego twarzy taką powagę.
- To… smoki jeszcze żyją!?- spytałam ponownie siadając na krześle.
- Niewiele, jesteśmy ich potomkami jak i rodziną królewską ze smoczego rodu. Ludzie na nie polowali i zaczęły wymierać. A jeśli chodzi o Drago, to będzie ci posłuszny i ruszy za tobą w ogień, dosłownie – odparła Azaris.
- Powinniśmy się zbierać – powiedział Ares. Przytaknęłam ale gdy chciałam wstać, poczułam ogromny ból w klatce piersiowej, nie mogłam się ruszyć, zasłabłam i runęłam na ziemię. Słyszałam tylko, że ktoś wbiegł do pomieszczenia i mówił coś o napaści. To były ostatnie słowa, które zapamiętałam. Potem odpłynęłam w ciemność. Zemdlałam.
***
            Nadal otaczała mnie ciemność, ale zaczął do mnie dochodzić głos nieznanej mi kobiety. Powoli zaczęłam widzieć wszystko dookoła, lecz kontury były dość niewyraźne. Kobieta stała obok, szturchając mnie w ramię abym wstała. Na moich nogach leżał Drago. Usiadłam powoli i zauważyłam, że moja pierś jest owinięta brudnym od krwi bandażem. Kobieta wciąż gorączkowo szturchała mnie w ramię, próbowałam wstać ale udało mi się to dopiero po chwili, gdyż ból klatki piersiowej uniemożliwiał mi ruchy.
            - Panienko Nejrin, proszę, niech pani stąd ucieka! Zamek zaczyna płonąć! – Wstałam z łóżka i pobiegłam w stronę okna.
- Certania… - zakryłam usta ręką na widok toczącej się na moich oczach wojny. Widziałam palące się budynki mnóstwo nieżywych ludzi… Pomyślałam o bracie. Szybko wybiegłam z pokoju. Smok wskoczył mi na ramię i kurczowo się go trzymał. Chwilowo zapomniałam o bólu. Wychodząc wpadłam na jedną ze ścian, ale szybko się ocknęłam i zbiegłam po schodach, nie wiedziałam czy dobrze idę… Znalazłam się przed wrotami głównymi. Otworzyłam je.
Wtedy ktoś złapał mnie za ramię. Była to Azaris. Kazała mi uciekać, bałam się, wyczuwałam obecność Astera, ale miałam problem ze znalezieniem Aresa. Nawet nie wiedziałam skąd w tym zgiełku znalazł się koń. Nie myślałam za dużo, po prostu ruszyłam.
Jechałam dłuższą chwilę przed siebie, w końcu wjechałam w las i totalnie się zgubiłam,  byłam roztrzęsiona, nie wiedziałam co się dzieje i czy moje rodzeństwo jeszcze żyje…
Usłyszałam coś w krzakach obok mnie, mój wierzchowiec się zatrzymał, nie chciał ruszyć, nawet jak kazałam mu jechać. Dźwięki były coraz wyraźniejsze. Słyszałam jakby krzyk kobiety ale wydawał się dziwny i nienaturalny, zobaczyłam te samą wysoką i chudą  postać, co wtedy w grocie, ale tym razem stała prosto przede mną, wyglądała jak pomieszanie demona i elfa, moją uwagę mocno przykuły jej kręte rogi. Mój koń stanął dęba, zrzucił mnie, i spadłam z hukiem na ziemię. Gdy się otrząsnęłam, mojego konia nie było a postać wpatrywała się we mnie. Siedziałam  jak sparaliżowana. Po chwili usłyszałam, że ktoś mnie woła, istota gorączkowo zaczęła się rozglądać a po chwili… rozpłynęła się.
Wołanie dobiegało z tyłu, nie byłam w stanie określić do kogo należy. Było ciemno. Nagle poczułam czyjś dotyk na ramieniu. Obróciłam się. Była to Azaris. Poczułam wypełniającą mnie ulgę. Dziewczyna złapała mnie za zimną rękę i podniosła z ziemi, wiedziałam, że coś się stało, ale najwyraźniej nie chciała o tym mówić, obie byłyśmy spanikowane. W ciszy wsiadłam za starszą siostrą na konia. Przez całą drogę towarzyszyła nam grobowa cisza, aż w końcu spytałam:
- Gdzie… gdzie jest Ares?
Azaris milczała, przez cały czas patrzyła przed siebie. Oddychała ciężko.
-On… on nie żyje… - wyksztusiła w końcu, ledwo powstrzymując łzy. Próbowałam nie płakać ale świadomość, że straciłam brata przytłaczała mnie. Wiedziałam, że muszę sobie z tym poradzić i że to nie jest czas na płacz i użalanie się nad sobą. Skierowałam wzrok na leżącego na ramieniu, jego widok trochę mnie uspokoił i pomógł mi się otrząsnąć. Czułam jednak wielki ból.
***
- Ściemnia się - powiedziała w końcu Azaris - zatrzymamy się tutaj, a o świcie wyruszymy. Przed południem powinniśmy być w War Angels.
Dziewczyna zsiadła z konia, po chwili zrobiłam to samo. Usiadłyśmy na przewróconym konarze, miałam iść po drewno na opał, wzięłam więc Drago, a on znów usiadł mi na ramię. Po chwili miałam  wystarczająco gałęzi, więc zaczęłam zawracać lecz nagle poczułam ogromny chłód przyprawiający mnie o lekkie ciarki, nie wiedziałam o co chodzi. Jedna z gałęzi wypadła mi z rąk. Schyliłam się by ją podnieść, gdy podniosłam głowę zaniemówiłam, zobaczyłam jakieś stworzenie, ale tym razem było o krok ode mnie. Bałam się ruszyć, nie mogłam nic powiedzieć, istota wpatrywała się we mnie. Wyglądała spokojnie, uśmiechnęła się, powinno mnie to uspokoić, ale było zupełnie na odwrót, miała ogromnie ostre zęby, starałam się lekko odsunąć, ale przewróciłam się o jeden z korzeni drzewa, w końcu wykrztusiłam:
- Czego..  ty ode mnie chcesz?
- Jestem Nasali, upadła anielica – rzekła postać, po czym poszerzyła uśmiech a mnie przeszły dreszcze. – Ale dlaczego… mnie śledzisz?
- Hmm… nie śledzę – lekko się zaśmiała – szukam  Astera, to poniekąd przez niego tak wyglądam… - jej blada skóra wtapiała się  ciemny las, a kręte ciemne rogi i czerwono-żółte oczy odbijały się w świetle księżyca, przerażało mnie to… jej skrzydła wyglądały jak czarna, pognieciona i miękka kartka. Drago po cichu powarkiwał. Nie byłam w stanie się wyprostować.
- Poczekaj, czyli chcesz mi pomóc w zabiciu Astera? – wyjąkałam.
- Nie chcę wam pomóc, no chyba, że mnie poprosicie - znów doprowadzający mnie do dreszczy chichot wydobył się z jej ust. - Chcę go tylko zabić a to czy wam pomogę możemy ustalić, wiem kim jesteś i wiem, że tylko ty możesz go pokonać dlatego… nad tym pomyślę – powiedziała Nasali splatając ze sobą ręce. Chciałam odpowiedzieć, ale nie dałam rady wydusić z siebie słowa, tylko przytaknęłam.
- Możesz mnie czegoś nauczyć? – spytałam w końcu podnosząc się z wilgotnego podłoża.
- Może bym mogła, a co? – jej oczy wlepiły się we mnie, zamurowało mnie.
- Bo… bo ja nie wiem czy jestem gotowa na pokonanie Astera… - Nasali nie spuszczała ze mnie wzroku, po chwili lekko przytaknęła. Ruszyliśmy do miejsca gdzie czekała na mnie Azaris.  W drodze zadałam jej kilka pytań i zdążyłam poznać historię elfki… Gdy dotarliśmy o naszego małego obozu, starsza przeraziła się. Wyjaśniłam szybko kim jest nieznajoma. Azaris patrzyła jednak na nią wciąż z przerażeniem i zdziwieniem.
Autorka: Katarzyna Świtoń (klasa 6)



 NASZE ZAINTERESOWANIA


   Znalezione obrazy dla zapytania Lumix DC-FZ82


JAKI WYBRAĆ APARAT?
     Aparaty czasami są drogie a czasami tanie. Najlepiej wybrać taki w rozsądnej cenie, czyli w okolicach 1299 zł. albo 2000 zł. Lepiej zainwestować w takie niż w złej  jakości za 450 zł. 
Proponuję wybrać na przykład Lumix DC-FZ82, który kosztuję 1299 zł.
    Jest bardzo dobry. Sam go używam i bardzo dobrze się sprawuje. Można nim robić  świetne zdjęcia i nagrywać w 97 klatek na sekundę. Ma wbudowany mikrofon i nie trzeba go dzięki temu kupować. Ma też 60 kontowy obiektyw i lampę. Jeżeli trzeba, można kupić drugi mikrofon. Posiada wlot na kartę mikro-SD, która kosztuje około 45 zł., albo jak chcecie więcej zdjęć pomieścić i filmów, no to kupcie kartę za 60 zł. albo za 70 zł. Wróćmy do aparatu, ma też baterię, która wam wystarczy na 100000 godzin. Ten aparat ma dużo opcji, jak wybieranie, czy nagrywanie w 4K, czy bez 4K.
   Czas na podsumowanie. Według mnie aparat jest bardzo dobry i mogę go polecić.
                                 Autor: Antoni Skotarek (klasa 5)

                                                                                                                                              

Wydanie 02/2019

SPIS TREŚCI:

NOTA REDAKCYJNA

1. W KRĘGU LEKTUR:
    Caroline Blackwood (Jagoda Maruszewska)


2. Kącik Literacki

    Ares i Nejrin - Rozdział II - Poznanie (Katarzyna Świtoń)    
    Opowieści z wnętrza słońca (Piotr Lamęcki)
    Przygody Staszka - rozdział I (Jakub Juszczak)
    Kim jest Glob Pulpimi? - Rozdział I - Wieś (Szymon Walas)
    
3. Nasze pasje
    Postacie z mitologii greckiej (Ksawery Czyż)
    Mercedes XLS (Antoni Sobiecki)



Nota redakcyjna

      Świat jest niezwykłym miejscem, prawda? Ile można znaleźć w nim inspiracji, piękna i tajemnic. Nasi uczniowie w ostatnim czasie z wielkim zainteresowaniem poznawali legendy, baśnie, a także różne mitologie. Eefekty ich pracy można znaleźć w tym wydaniu. Jak sie okazało, mamy też wielu utalentowanych pisarzy - ich grono powiększyło się. Jest sporo opowiadań do przeczytania. Mozecie też śledzić dalsze losy bohaterów i postaci, których poznaliście dwa tygodnie temu. Życzymy wszystkim fantastycznej lektury!

W KRĘGU LEKTUR


Wszyscy znamy przygody Harry’ego Pottera. Świat wykreowany przez J.K. Rowling fascynuje kolejne pokolenia czytelników, a też i naszych uczniów... Tfu! Autorów. Oto początke historii uczennicy, która trafia do Hogwartu.

Podobny obraz

Caroline Blackwood
Rozdział    1

Zdyszana zbiegłam po schodach, gotowa do szkoły. Chwyciłam drugie śniadanie i spóźniona pobiegłam na autobus.
- Cholera! – przeklęłam pod nosem, gdy zobaczyłam odjeżdżający czerwony pojazd. To już drugi raz w tym tygodniu zgarnę burę, najpierw od nauczyciela, a później od rodziców. Nie jestem wzorową uczennicą, pomyślałam ze wstydem. Już po kieszonkowym! To byłby trzeci raz z rzędu. Aż mnie ciarki przeszły na myśl, że nie będzie mnie stać na wymarzone słuchawki… Nie, nie teraz! Nie dzisiaj! Sprawdziłam następną godzinę przyjazdu mojego autobusu. Za dziesięć minut, a początek zajęć za pięć. Sprawdzałam inne linie. Chwila… Nie! Inne mają przyjazd za co najmniej siedem minut. Zostało jeszcze parę, których nie sprawdziłam. Szukałam dalej i wtedy zrozumiałam że nie ma co dalej tego robić. Ruszyłam zrezygnowanym krokiem w stronę domu. Wtedy usłyszałam swoje imię. Zamarłam.
- Caroline Blackwood! Do mnie! – to była moja nauczycielka od matematyki. Nie tak przyjemna na jaką wygląda. Powoli zawróciłam w stronę matematyczki.
- A gdzie ty się wybierasz? Szkoła jest w tamtą stronę – pokazała w stronę centrum Londynu.
            - No… Bo ja… - żałośnie próbowałam się wytłumaczyć. Byłam zła na siebie, że dałam się przyłapać na przypadkowym wagarowaniu.
            - Co ty? – dopytywała złośliwie. – Wracasz ze mną do szkoły, moja droga. Twoi rodzice jak i wychowawczyni o wszystkim się dowiedzą.
Przytaknęłam skrępowana. Przeklinałam się w duchu za to, że nie postawiłam się nauczycielce. Dalsza droga do szkoły należała do tych najmniej przyjemnych. Po zajęciach wróciłam do domu pieszo, rozmyślając o dzisiejszej sytuacji. Było trochę po osiemnastej, gdy siedziałam i wysłuchiwałam jaka to jestem nieodpowiedzialna. Po męczącej rozmowie z udziałem dwóch rodziców, rzuciłam się na miękki materac łóżka. Dziś był chyba najgorszy dzień mojego życia. Jakby tego było mało, dostałam dwóję na matematyce za brak zadania domowego, a koniec roku szkolnego zbliżał się nieubłagalnie. Szlaban (pewnie na wszystko) miałam jak w banku. Ktoś zapukał do drzwi mojego pokoju co wyrwało mnie z zamyślenia.
            - Proszę – powiedziałam stłumionym głosem przez poduszkę. Tata wszedł do pokoju.
            - Ale tu syf… – powiedział rozglądając się po pomieszczeniu.
            - Też cię kocham – odpowiedziałam sarkastycznie, wstając.
            - Mam dla ciebie dwie wiadomości – zmienił ton na poważniejszy. – Za tę dwóję i dzisiejszy incydent dostajesz szlaban na wyjścia po szkole, aż do odwołania.
Nie zdziwiło mnie to szczerze mówiąc. Rodzice  nigdy nie przegapiali okazji do dania mi stosownej nauczki - najczęściej w postaci szlabanu.
            - A druga sprawa dość ciekawa… Dostałaś list. Nie mam pojęcia kto w tych czasach jeszcze je wysyła. – Wystawił do mnie rękę z kopertą. Zdziwiona sięgnęłam po wiadomość. Dokładnie zbadałam list. Był lekki i zaklejony czerwoną pieczęcią. W wosku odbita była litera ‘H’ a wokół niej jakieś zwierzęta. To pewnie herb, pomyślałam.
            - Dzięki, tato – powiedziałam znacząco. Najwyraźniej zrozumiał bo wyszedł rzucając szybkie „Dobranoc’’. Zostałam sama. Zdecydowałam wziąć prysznic i przebrać się zanim otworzę tajemniczy list. Tak szybko to się chyba nigdy nie umyłam. Zależało mi na zobaczeniu tajemniczej zawartości wiadomości jak najszybciej. Czy podałam komuś mój adres? – rozmyślałam, przebierając się w piżamę. W zielonej koszuli nocnej podeszłam do szafki, na której wcześniej położyłam paczuszkę. Popatrzyłam na list z zaciekawieniem, jak i pożądaniem. Wzięłam go do ręki i z szybko bijącym sercem usiadłam na łóżku. Powoli przełamałam bijącą czerwienią pieczęć i zajrzałam do środka. Rozwinęłam wiadomość i zerknęłam na drobny druczek. Moją największą uwagę przykuło nazwisko na początku. To było moje nazwisko. Zaczęłam czytać, czując co raz większą fascynację listem. Brzmiał on mniej więcej tak:

Szanowna Panno Blackwood,
            Mamy przyjemność poinformowania, że została Pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy Pani sowy nie później niż 31 lipca.
Z wyrazami szacunku:
Minerva  McGonagall
            Zastępca dyrektora

Wtedy wszystko się zaczęło…

Autorka: Jagoda Maruszewska (klasa 6)

Kącik Literacki

Czas powrócić do Królestwa Certanii, gdzie uciekło przed wojną i pożogą niezwykłe rodzeństwo – Ares i Neri. W poprzednim wydaniu będziecie mogli odnaleźć rozdział pierwszy.

Znalezione obrazy dla zapytania castle fantasy

ROZDZIAŁ II
POZNANIE

Dziewczyna spojrzała na mnie z zakłopotaniem, a następnie skierowała wzrok w dół. Po chwili ciszy odparła:
- Już jesteśmy, to wasza komnata – powiedziała niepewnie. Spojrzałam na Aresa z lekkim zdziwieniem, on jedynie wzdrygnął ramionami i delikatnie  popchnął mnie w stronę drzwi.
Gdy znalazłam się w środku ujrzałam ogromny pokój z pozłacanym żyrandolem, po lewej stronie stał kominek, otaczały go dwa ogromne łóżka. Ściany były pokryte białymi płytami, a na podłogę był nałożony  kremowo-czerwony dywan z herbem królestwa.
- Jak byście czegoś potrzebowali to mówcie. Tak w ogóle to jestem Azaris – powiedziała uśmiechając się do nas.
- Miło nam, ale… nie pomyliłaś komnat? – spytałam niepewnie.
- Nie, a coś jest z tą nie tak?
- Wszystko dobrze, po prostu… nigdy nie mieszkaliśmy w takich luksusach! – powiedział mój brat padając ze zmęczenia na jedno z łóżek.
- Cieszę się, że się wam podoba. Już nie przeszkadzam – powiedziała wychodząc i zamykając drzwi.
Zostaliśmy sami z Aresem, który leżał bez ruchu na swoim posłaniu.
- Widzę, że wybrałeś już sobie łóżko, a co o tym sądzisz? – spytałam.
- Ale o czym? – spytał lekko podnosząc głowę i spoglądając w moją w moją stronę.
- O tym, że Azaris tak szybko zmieniła temat rozmowy, gdy  spytałam o naszych rodziców – powiedziałam lekko przewracając oczami i siadając na łóżku obok Aresa.
- Hmm… Trochę tak było. Sądzisz, że może faktycznie nas coś z nią łączyć? – zapytał.  Wydawało mi się, że wiedział coś na ten temat, ale chyba nie bardzo  chciał mi o tym powiedzieć.
– Nie wiem. Może lepiej chodźmy spać, jest już późno, a mamy jutro co robić – zaproponowałam.
- Dobrze – odpowiedział  chłopak.
Wstałam z łóżka by zamknąć okiennice, zgasiłam świece  i oddałam się w objęcia morfeusza.

***

Gdy rano otworzyłam oczy i obróciłam się w stronę gdzie spał mój brat, nie było go tam, nie było go nigdzie i nie wyczuwałam jego energii. Za oknem słyszałam jakieś niepokojące dźwięki i wyczułam swąd dymu. Szybko zerwałam się z łoża i pobiegłam otworzyć okiennice. To co ujrzałam zwaliło mnie z nóg – całe miasto stało w płomieniach. Pod zamkiem wojska Arazon toczyły bitwę z Certanią.
Prędko wybiegłam z komnaty, miałam nadzieję, że znajdę mojego brata i pomożemy Certanii. Lecz gdy zbiegłam na dół zapadła ciemność. Nic nie widziałam…słyszałam tylko czyiś głos, to chyba była Azaris, mówiła coś o naszych rodzicach, ale w zgiełku nie mogłam dokładnie zrozumieć jej słów. Po chwili gwałtownie się ocknęłam i usiadłam na łóżku. Oddychałam głęboko a serce mi waliło.
- To… to był… sen? – spytałam samom siebie spanikowanym i zdyszanym głosem, obróciłam się i poczułam ulgę – zobaczyłam obok siebie jeszcze śpiącego Aresa. Westchnęłam i spojrzałam przed siebie na krześle przy toaletce siedziała Azaris, wpatrując się we mnie.
- Co ty tu…
Dziewczyna jednak mi przerwała.
- Ci…  Chcę z tobą porozmawiać – powiedziała podchodząc do mnie i łapiąc za nadgarstek. Uspokoiłam się.
- Chodź – powiedziała, po czym lekko mnie pociągnęła i wyszłyśmy  z pokoju. Nie potrafiłam się sprzeciwić, musiałam po prostu za nią iść.
Było strasznie ciemno a ja byłam przerażona i zaspana. Doszłyśmy do jakiegoś pokoju, dziewczyna otworzyła drzwi i wepchnęła mnie do środka.
- O co chodzi? – spytałam, straciłam równowagę i oparłam się o ścianę.
- Usiądź – powiedziała, wskazując na łóżko i zapalając jedną ze świec. Mało było widać, ale pokój nie wydawał się zbyt duży, a raczej średniej wielkości. Meble podobnie jak żyrandol były pozłacane, a gdzieniegdzie znajdowały się małe niebiesko-białe kryształy.
- Chodzi  mi o to, o co mnie pytałaś. O naszych rodziców - dokończyła rozglądając się dookoła.
Przez chwilę nie mogłam nic powiedzieć, w końcu wydukałam.
- Co?! Zaraz, jak to naszych?!
- Ciszej! – przyłożyła  mi rękę do ust - Możesz w to nie uwierzyć, ale  jestem córką Xenusa, naszego wspólnego ojca - zamarłam bez ruchu i zapadła niezręczna cisza. Wpatrywałyśmy się w siebie. Miałam mętlik w głowie. W końcu Azaris zdjęła rękę z moich ust.
- Azaris, czy ty wiesz jakie mamy zdolności? - spytałam niepewnie, patrząc w podłogę. -Wiem, że to nieodpowiedni moment, ale razem możemy pokonać Arazon…
- Jeśli takie same jak ja, to rzeczywiście, jesteśmy. Ale Ty nie jesteś taka jak ja. Nie do końca.
- Dlaczego?
- Zanim rodzice odeszli, powiedzieli mi, że widzieli w tobie coś innego, coś niezwykłego. Jesteś silniejsza od Aresa i mnie razem wziętych, nasze pokolenie im jest dalsze, tym staje się silniejsze.
Zapadła cisza. Nie wiedziałam co odpowiedzieć.
- Czyli mogłabym pokonać potęgę Arazon, jeśli poćwiczę?! - spytałam w końcu.
- Obawiam się, że nie, ich dowódca to Aster, nasz naj starszy brat…
- Co?! To ja mam jeszcze… brata? Brata, który zabił nam rodziców?!
- Zabrał im całą moc, przez to jest taki silny, możesz nie pamiętać, ale jak ty i Ares byliście dziećmi, opiekował się nami smok, Trawis, był równie potężny jak ty, ale gdy Aster chciał zdobyć jego moc, on nie zdołał mu się sprzeciwić i Aster… zabił go na moich oczach. Uciekłam do Certanii.
Dziewczyna zamilkła i przez chwilę siedziała obok mnie, wpatrując się w migoczący się ogień świecy
-Neri jesteś jedyną osobą, która może zabić Astera – powiedziała w końcu wpatrując się wymownie w moje oczy.
- Ja… ja nie wiem czy dam radę. Boję się. I jeszcze te sny..
- Wyszkolę cię jak należy i dasz. Pomożemy ci, nie martw się. – W jej głosie była pewność, która dodała mi otuchy. – Powiedz mi tylko, o jakich snach mówisz?
- Przez atakiem Arazon przyśniła mi się dokładnie taka sama wojna… a dzisiaj śniłam o wojnie w Certanii. Może lepiej żebyśmy stąd wyjechali?
-Hmm… ale ja idę z wami, uzgodnimy to potem. Idź po tego ciamajdę i szykujcie się. Za godzinę wyruszamy – powiedziała stanowczo.
- A ja mam mu powiedzieć, że…
- On wie, lepiej już chodźmy. – Przytaknęłam jej i po chwili byłam już w komnacie. Ares już nie spał, stał przed wejściem wpatrując się we mnie.
- Powiedziała ci?
- Tak. Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałeś!?
- Nie byłoby niespodzianki – odparł, wzdrygając ramionami, po czym zaśmiał się od nosem. –Chodź – dodał po chwili, podając mi torbę z moimi rzeczami i popychając za drzwi.
- Uważaj! Prawie się przewróciłam!
- Przepraszam, księżniczko – odparł. Posłałam mu tylko wymowne spojrzenie i ruszyliśmy schodami w dół.
Nie miałam do końca pewności gdzie idziemy, ale Ares zdawał się to doskonale wiedzieć…W końcu doszliśmy do jakichś drzwi, zdziwiłam się, że mój brat tak dobrze znał ten zamek. Za drzwiami znajdowała się ogromna sala,  jak okazało się, jadalnia. Przy stole siedziała Azaris.
- Dobrze, że jesteście, mamy dużo do omówienia… - powiedziała.
Usiedliśmy  przy stole, na którym leżała mapa. Azaris wskazała na niej na jakiś punkt.
- O zachodzie słońca wyruszamy, musimy jak naj szybciej znaleźć Astera, zwiadowcy widzieli go w tej okolicy…

Autorka: Katarzyna Świtoń


Podobny obraz

Opowieści z wnętrza słońca
ROZDZIAŁ I

Trwała II wojna światowa. W mieście mieszkała taka rodzina, która się ciągle ukrywała. Byli to mama Dorota, tata Maciej z czwórkę dzieci: Piotrem, Mają, Pawłem i Olą. Piotr był najstarszy  z całej czwórki, potem była Maja, dalej Paweł i na końcu Ola.
Rodzice zdecydowali, że dzieci odeślą na wieś, aby były bezpieczne. Więc wsadzili swoje pociechy do pociągu. Podróż była bardzo długa, lecz w końcu dojechali. Czekali na peronie i czekali. Nagle przyjechał samochód, ale nie zatrzymał się na ich widok. Po kolejnych kilku chwilach nadjechał powóz, który zaprzęgnięty był w dwa śliczne konie. Prowadzący zatrzymał się i powiedział:
- To wy jesteście Walchensingowie?
- Tak - odpowiedziały dzieci z lekkim strachem, ponieważ pan ten nie był za ładnie ubrany.
- Na co czekacie? Wsiadajcie.
Dzieci weszły na powóz, gdzie wszystko było ładnie wyłożone sianem. Konie ruszyły. Droga pięła się cały czas pod górę, więc musieli się mocno trzymać. Po dziesięciu minutach dojechali do wielkiego domu. Wyglądał on bardzo ładnie i imponował swoją wielkością. Piotr powiedział:
- Nie ma się czego bać. – I ruszył śmiałym krokiem w stronę budynku.

Autor: Piotr Lamęcki (klasa 5)

Jest wielu znanych superbohaterów. Jest i Staszek. Bohater ten posiada ogromną siłę, potrafi latać i jest przy tym niezwykle szybki. W swoim domu ukrywa prawdziwy arsenał. Chcecie dowiedzieć się jak nabył swoje moce? Zapraszamy do przeczytania dalszej części pierwszego rozdziału jego przygód.

Przygody Staszka
ROZDZIAŁ I

Pewnego dnia Staszek zaczął się zastanawiać: „Jak to się zaczęło, jak zyskałem swoje moce?’’. Przypomniał sobie początki swojego życia jako superbohatera. Zaczął myśleć o wydarzeniach, które miały miejsce 20 lat temu…
- Staszek , chodź na śniadanie! – zawołała go jego mama.
- Już przychodzę! – odpowiedział młody Staszek i poszedł do kuchni.
- No i co Stasiu, jak się spało? – zapytała.
- No wiesz mamo, jak zwykle.
Nagle wszedł wrzeszczący tata, rozmawiający przez telefon:
- CO? ILE? NIE ZGADZAM SIĘ! Jeśli chce negocjować cenę, powiedz mu, że nie ma mowy! ŻEGNAM! – krzyknął wściekły ojciec.
- Mamo, która godzina? – zapytał Staszek.
- Ósma, mój Stasiu.
- Spóźnię się! – krzyknął chłopiec.
3 sekundy później Staszek był już ubrany, spakowany, umyty i gotowy na kolejny dzień.
- Mamo, możemy już iść do szkoły.
- Ok, synek chodźmy.
Nagle tata znów krzyknął:
- SŁUCHAJ KOLO, ZRYWAM UMOWĘ! Do niewidzenia!
Kilka minut później Staś rozmawiał z mamą w samochodzie, mocno zastanawiał się dlaczego tata tak krzyczał, zapytał więc mamę co się stało.
- Mamo, z kim rozmawiał tata?
- Tata pracuje w nieruchomościach - powiedziała mama.
- A dlaczego tak krzyczy? – pytał dalej zaintrygowany Staszek.
- Bo trafił mu się wybredny klient.
Nagle auto stanęło na środku ulicy.
- A dlaczego właśnie stanęliśmy? 
- Bo twój „mądry inaczej” ojciec zapomniał zatankować! 
Tymczasem w domu ojciec przypomniał sobie, że nie zatankował auta, ale Staszek z mamą byli już daleko w drodze.
- No i co robimy w tej sytuacji? - spytał Staszek. 
- Pchamy auto.
Kiedy mama i Staszek zdążyli już się zmęczyć.
– Zadzwońmy po lawetę – powiedział chłopiec.
- Ok, a co to laweta? – zapytała mama.
- Czy chcesz mi powiedzieć, że nie wiesz co to laweta!?
- Staszek, nie krzycz na matkę! Ale rzeczywiście. Nie wiem co to laweta.
- To pa, ja już sam dojdę do szkoły – powiedział młodzieniec.
W szkole Staszek usiadł w ławce obok swojego kolegi Zenka. Rozmawiali, gdy nagle do klasy wszedł nauczyciel. 
- Słuchajcie dzieci, dzisiaj mamy wycieczkę do laboratorium mutowania zwierząt w Poznaniu – powiedział.
Na to dzieci odpowiedziały chórem:
-JEEEEEEEEEEEEEEEEJ!!!
- Cisza! Ponieważ to miejsce jest niebezpieczne, będziecie musieli założyć kombinezony. A teraz się spakujcie.
Po 8-minutowym chaosie, w którym Aśka rozwaliła kolano, Stefan przewrócił się i zmiażdżył chleb Frankowi, a Aniela wpadła na Maryśkę, cała klasa wyruszyła na wycieczkę.
Do laboratorium jechali nowiutkim srebrnym, hybrydowym autobusem firmy Opel.  W autobusie było słuchać wiele rozmów typu: „Wymienisz się za dwa lizaki?”, „Dasz wafla?”, oraz „Nie bądź taki, wymień się za trzy lizaki”. Po dwóch godzinach dojechali na miejsce.
Pani nauczycielka zaprowadziła dzieci do szatni, gdzie każdy miał się przebrać w kombinezon. Nagle wszedł przewodnik i oprowadził dzieci po różnych wspaniałych miejscach.
Staszek razem z Zenkiem odłączyli się od grupy.
Obserwowali przez szybę jak naukowcy mutowali szczura. Nagle jeden z naukowców potrącił stolik, który zbił szybę. Zenek zdążył się schować za róg ściany, ale na Staszka było już za późno.
Naukowcy w tym samym czasie włączyli napromieniowarkę. Myśleli, że zmutowali tylko szczura, ale zmutowali też Staszka.
- Nic ci się nie stało? – Zenek zapytał swojego kolegę.
- Chyba nic – odpowiedział Staszek.
Chłopiec na razie czuł tylko dreszcze, ale później było już tylko gorzej…

Autor: Jakub Juszczak (klasa 5)


Pamiętacie Globa Pulpimi? Ostatnio mieliście okazję poznać tego bohatera, a teraz czas na jego przygody. Gotowi? Miłego czytania w węgierskich klimatach.

Znalezione obrazy dla zapytania village hungary

Rozdział 1
Wieś

Węgry, mała wieś z przytulnymi, rodzinnymi domkami. Przez tubylców nazywana ház[1], chodź oficjalnie nie ma ona żadnej nazwy. Główną ,,atrakcją’’ jest wielki kościół, do którego codziennie chodzi prawie cała wieś. Znajduje się tutaj również szkoła i dwa sklepy, w których nie kupuje się jedzenia, czy wody, lecz papierosy i alkohol, gdyż całe jedzenie jest pobierane z  farmy, która jest postawiona koło kościoła. Ludzie są tutaj bardzo biedni a zarabiają na sprzedawaniu zboża i zwierząt innym wielkim firmom, lecz niektórzy szczęściarze, typu pan Ignac, czy pani Klotild, prowadzą własny sklep i zarabiają masę forintów[2].
               Wszyscy są do ház bardzo przywiązani i nikt się z niej nie wyprowadza, jak i prawie 
nigdy nie wprowadza. Tym bardziej ciężko sobie wyobrazić zdziwienie wsi, kiedy nagle pod dom 
niedawno zmarłej staruszki, pani Agi, podjechał mały samochodzik z Ojcem i synem, który ledwo 
co mieścił się na dwóch siedzeniach. Na początku co poniektórzy pomyśleli, że to bardzo daleka 
rodzina pani Agi, która przyjechała po spadek, lecz szybko wszyscy sobie przypomnieli że rodzina 
babuszki mieszkała w ogóle w innym kraju i prawdopodobnie nie wiedziała nawet o śmierci staruszki, 
bo przyjeżdżała do niej tylko w święta Bożego Narodzenia. Wtedy wszyscy byli już pewni co się 
działo – do ház wprowadziła się nowa rodzina.
 
Rozdział 2
Pulpimowie

Na wsi wiadomość o nowej rodzinie rozeszła się natychmiastowo. Cili pobiegła do Miklosa, Miklos do Otto, który pędem pobiegł do sklepu pani Klotild i na całe gardło wrzasnął:
- Ludzie, wprowadziła się nowa rodzina!
Wtedy już każdy wiedział. Dziewczynki wracające z kościoła dyskutowały na temat tego skąd pochodzą, Duci skryła się w krzakach i obserwowała nową rodzinę, chłopcy przepisujący prace domową w szkole skryci w szatni, w co drugim zdaniu tworzyli teorie na temat tego, że są terrorystami, czy na przykład milionerami, którzy chcą kupić całą wieś.

             Lecz prawda była o wiele mniej skomplikowana. Do Ház wprzowadził się Glob Pulpimi z swoim ojcem Denesem Pulpimi. Glob miał 12 lat i chodził do szóstej klasy szkoły podstawowej. Pomimo tego, że całe życie wychowywał się na Węgrzech to ma on duże przywiązanie do Polski, gdyż jego babcia, którą bardzo kochał i był do niej strasznie przywiązany, była właśnie Polką, dodatkowo ma on również niemieckie pochodzenie od zmarłej mamy. Glob był lubiany w szkole, ale niestety ciężko mu znaleźć prawdziwych przyjaciół. Glob był puszystym chłopcem, który co ciekawe miał bardzo nieproporcjonalne ręce do reszty ciała, ponieważ były one bardzo chude. Co ciekawe Glob nie ma jednego palca u lewej ręki. Miał on również strasznie niezadbaną twarz, posiada także dużo pryszczy i bardzo długie włosy. Miał całe pogryzione usta, które są również tak blisko nosa że może go dotknąć językiem.
             Natomiast kompletnie inna sytuacja jest z ojcem Globa. Był on strasznie wychudzony. Jego twarz była cała pokryta zmarszczkami. Miał również kilka pryszczy i bardzo bujną brodę i wąsa, lecz są to jego jedyne włosy ponieważ ewidentnie już wyłysiał. Pomimo wątłej postury przenoszenie bagaży i kartonów z meblami nie sprawiało mu kłopotu. Kiedy rodzina Pulpimów weszła do środka, ich oczom ukazał się mały domek. W domku znajdował się salon z podłogą zrobioną z dębu i pomimo tego, że wyglądało to ładnie, to w niektórych miejscach wyrastała już pleśń. Był tam również kominek i kilka półek[H27] , na których stał mały telewizorek i kilka książek. Była tam również kanapa na której spał Denes. Czy kilka foteli. W kuchni znajdowała się jedynie ledwo co działająca lodówka i mikrofala, która była jednak tak słaba, że żeby coś podgrzać, trzeba było czekać co najmniej 15 minut. Znajdował się tam jeszcze jeden mały pokoik. Był to pokój Globa, był on tak mały, że znajdowało się tam tylko łóżko i jeden stolik, na którym można odrabiać prace domową, jak i również mały stoliczek koło łóżka, na którym stało zdjęcie babci. Jeśli tylko Glob się na nie spojrzał, to najczęściej zaczynał płakać i przypominał sobie wszystkie miłe chwile z nią spędzone.
***
- Całkiem tu ładnie – powiedział Glob do swojego ojca.
- Zgadzam się z tobą – odpowiedział tata.
Po tych zdaniu nagle ktoś zapukał do drzwi sąsiadów.
- Kto tam? – zapytał Denes i wtedy kilka osób na raz mu odpowiedziało:
- Komitet Powitalny!

Autor: Szymon Walas (klasa 5)

Nasze pasje

Postacie z mitologii greckiej:

Zeus:
To bóg wszystkich bogów, władca olimpu i całego świata.
Atrybuty: złote pioruny, orzeł i tarcz wykonana ze skóry kozy Almatei.

Znalezione obrazy dla zapytania zeus

Hades:
Brat Zeusa, pan świata podziemnego i zmarłych.
Atrybuty: dwuząb, berło w kształcie jabłka, klucze do bram podziemi.

Znalezione obrazy dla zapytania hades

Posejdon:
Drugi brat Zeusa, władca mórz i oceanów. Jest opiekunem żeglarzy i rybaków.
Atrybuty: trójząb.           

Podobny obraz                                            

Hydra:
Trójgłowy smok, któremu po odcięciu jednej głowy wyrastały kolejne, pokonana przez Herkulesa.
Znalezione obrazy dla zapytania hydra

Minotaur:
Pół-człowiek pół-byk, zamknięty w labiryncie zbudowanym przez Dedala minotaur był synem króla Minosa.

Znalezione obrazy dla zapytania minotaur

Sfinks:
Potwór o twarzy człowieka, ciele lwa i skrzydłach orła.

Znalezione obrazy dla zapytania sphinx mythology

Cerber:
Trójgłowy pies strzegący wejścia do krainy zmarłych-hadesu.

Znalezione obrazy dla zapytania cerberus

Autor: Ksawery Czyż (klasa 4)


Mercedes CLS

        Znalezione obrazy dla zapytania mercedes cls biaÅ‚y  


Mercedes CLS samochód, w którym jesteśmy otoczeni elektroniką - od elektrycznego otwierania bagażnika po system noktowizji. Posiada wyposażenie seryjne – to jeden z pierwszych modeli, w którym zastosowano system MBUX. To system z jednym ogromnym ekranem zamiast normalnych analogowych zegarów i jednego mniejszego ekranu. To również jeden z pierwszych modeli, w którym zastosowano nowy styl marki. Całe wnętrze posiada oświetlenie nastrojowe,, Ambiente”, w którym mamy do wyboru ogromną ilość kolorów do wyboru. Pojazd ten jest stworzony na płycie podłogowej E-Klasy. Jest to droższa i ciekawsza wersja tego modelu. Prędkość maksymalna jest ograniczona do 250 km/h. Ceny tego modelu startują od 369 000 zł.

Autor: Antoni Sobiecki (klasa 6)









[1] Po węgiersku znaczy dom

[2] Waluta Węgierska






Bieżący numer

Wydanie 03/2019